oczach, gdzieś pod warstwą lęku poczułem nieprawdopodobną satysfakcję, że "to" trafiło na mnie, że wezmę udział w tej walce. <br>Wieczorem jechałem do Hajnicza. Ubecka mandarynka, o dziwo, została na miejscu. Myślałem o robocie, która nas czeka, o roli, jakiej nikt nie zagrał w historii socjalizmu realnego na tej ogromnej połaci kuli ziemskiej, a myśmy mieli to zrobić. Sądziłem wtedy, że będąc całą sympatią po robotniczej stronie, staniemy się jednak swoistymi mediatorami w konflikcie. Idea ekspertów strajkowych wisiała co prawda w powietrzu już przed strajkiem gdańskim. Nie pojawiła się dzięki inteligencji, lecz przez to, że ruch strajkowy, dojrzewając politycznie, przechodząc od rewindykacji