czwartym, może piątym piętrze, widziałam biegające w trawie żuki, słyszałam szum własnej krwi. Wszystko drgało naokoło mnie i pulsowało, nagle zapragnęłam dotknąć każdej rzeczy, powąchać trawę, poczuć fakturę asfaltu. Zdjęłam sandały i szłam wolno po chropowatej ulicy i gorących od słońca szynach tramwajowych, potem wzdłuż krawężnika, tam gdzie zawsze jest kurz i piasek, i małe kamyki, to wszystko kłuło mnie w stopy, aż nie mogłam już wytrzymać i zeszłam na trawnik, i dreptałam powoli jego skrajem, nie zważając na wszystkie ukryte między źdźbłami śmieci, ogryzki, niedopałki, psie kupy, szeleszczące papierki. Czułam się tak, jakbym cała była jednym nerwem, każdy kawałek moich