przez klatki schodowe, pojawiał się na kilka chwil, na sekundę, w życiu kamienic, potem znikał gdzieś w półmroku Piekarskiej i Zakątnej. <br>Cienie przesuwały się niedostrzegalnie, wieża ratusza przypominała teraz iglicę gigantycznego zegara słonecznego. Jej cień wędrował po ścianach domów, zaglądał do okien, przykrywał zastawy stołowe w kuchniach, pościelone łóżka, jak kurz nawarstwiał się na meblościankach, dywanach, parkietach. Czas przecież nie zmieniał rytmu, mała wskazówka zbliżała się do godziny trzeciej tak samo jak trzysta lat temu, a mimo to jakby było go za mało.<br>Może należałoby wydzielić jeden dzień w tygodniu poza czasem albo przynajmniej dodać jeszcze godzinę dwudziestą piątą, szóstą, siódmą