udekorowane przeróżnymi, niekiedy bardzo widowiskowymi egzemplarzami padliny. Po co gęstszym gnoju człapały gęsi, po co rzadszym pływały kaczki. Ludzie z trudem poruszali się po trotuarach z desek i dranic, co i rusz z nich spadając. Choć wilkierze magistratu groziły grzywną również za puszczanie samopas inwentarza, ulicami w obu kierunkach biegały kwiczące wieprze. Wieprze sprawiały wrażenie oszalałych, kłusowały na oślep na wzór swych biblijnych praszczurów z Gadary, potrącając pieszych i płosząc konie. <br>Minęli uliczkę Tkaczy, potem huczącą młotkami Bednarską, wreszcie Wysoką, za którą już był rynek. Reynevana korciło, by zajrzeć do pobliskiej a słynnej apteki "Pod Złotym Lindwurmem", znał bowiem dobrze aptekarza