dziki, wyjący, tnący twarze wicher. A potem uderzył w nich szaleńczy krzyk.<br>- Adsumus! Adsuuumuuuus! <br>Szczęknęły cięciwy kusz, zaśpiewały bełty. Ktoś krzyknął. A za moment konni runęli na nich w rozbryzgach wody, zwalili się jak huragan, tnąc mieczami, obalając i tratując. Zakłębiło się, noc rozdarły krzyki, wrzaski, łomot i szczęk żelaza, kwik i rżenie koni. Fryczko Nostitz runął w rzekę razem z wierzgającym wierzchowcem, obok zwalił się z pluskiem zarąbany armiger. Któryś ze strzelców zawył, wycie zamieniło się w charkot. <br>- Adsuuumuuus!<br>Uciekający Hanusz Throst odwrócił się w kulbace, zakrzyczał, widząc tuż za sobą wyszczerzony koński pysk, a za nim czarną sylwetkę w