łeb na szyję, <br>po wariacku, sam nie wiedząc kiedy i jak.<br>- Co jest? - Zacinał się lekko, patrzył nad <br>jej głowę, gdzieś w powietrze. - Idziemy wreszcie <br>czy sterczymy?<br>- Idziemy - odpowiedziała.<br>Kamienny próg, środkiem wytarty półkoliście, dalej <br>takie same wydeptane schody, przedzierała się przez nie <br>trawa, parł w górę perz, kładły się lancetowate <br>liście babki. Ogród szedł drzewiasto i zielono pod górę, <br>schodził krzakami w dół ku wodzie.<br>Prowadziła go właśnie tam. Zieleń nie była dzika, <br>ktoś tu kiedyś chciał sadzić bez, jaśminy i czeremchy. <br>Dołem niebieszczyła się wolna od chwastów alejka <br>ostrolistnych kwiatów podobnych do lilii. Tam, gdzie zieleń <br>była najpełniejsza, bujna