Słuchaj, babo - mówię. Mam poważne problemy i nie mam zamiaru się z tobą gzić. Powiedz, gdzie są dokumenty, bo jak nie, to otworzę drzwi i wpuszczę interesantów. Ona nic, czeka. Dobra, sama chciałaś. Już zawracam do drzwi, a ona omdlałym szeptem mówi, żebym wziął z biurka. Podchodzę, a ona mnie łapie za ręce i szepcze - no chodź, mój śliczny. Tego już za wiele, wyrywam się i biorę papiery. Czy ten dzień się nigdy nie skończy? Dzięki Bogu, już trzecia. Wpadam do biura, zostawiam papiery. Sekretarka mruga, że wszystko w porządku. Siadam na moment, choć już właściwie mam koniec roboty. Trrrrrr. Trrrrr. Komóra. Zjedz