Przed domem stał policjant. W pierwszej chwili chciał go Szczęsny poprosić: niech puści do ciepłej poczekalni, niech jutro odeśle do domu. Ale na myśl o tej klęsce i poniżeniu - jak go odstawią ciupasem, jakim uśmiechem powita go Walek, i że znów będzie objadał rodzinę - przemógł się i minął komisariat, bo lepszy jest koniec na bruku niż życie, bez sensu.<br>Być może znalazłby ten koniec, niewiele do tego brakowało gdyby nie człowiek, który gestem z dobrej starej powieści, gestem z Dickensa wyciągnął dłoń do niego.<br>Gasły już latarnie, turkot pierwszego wozu rozdarł ciszę zimowego poranka, gdy Szczęsny spostrzegł, że stoi przed więzieniem i