więc sam wstęp do edukacji szkolnej nie był zachęcający, no a po nim zaczynało się kształcenie właściwe, czyli niekończące się godziny sączenia do nieszczęsnych łepetyn <br>- stereotypów edukacji przez tępych i złośliwych czasem pedagogów. Przeraźliwa nuda przeplatała się tu ze strachem przed złapaniem dwói lub pały, wytarganiem za uszy, lub oberwaniem liniałem po łapie ( ile zresztą dobrze pamiętam, na Pomorzu skala ocen była odwrotna: dwóje były czwórkami, a pały piątkami).<br> Wracałem do domu, gdy robiło się równie ciemno, jak wtedy, kiedy zeń wyruszałem do szkoły. Po szybko przełkniętym obiedzie, kolejny dopust - odrabianie "lekcji", które przeciągało się do kolacji. I tylko te krótkie