pomocy dowódcy frontu, płk. Daudowi Achmadowowi. Następnie przeszedł do oddziału Sułtana Patsajewa, tam dostał karabin snajperski Dragunowa, 160 naboi i jednorazowy granatnik przeciwpancerny "Mucha". Oddał rzeczy osobiste i dokumenty. - Czeczeńcy się śmiali: <foreign>"tam, kuda idziosz, budziesz do ruskich strieliac"</>. Myślałem, że żartują, a tu okazało się, że idziemy na samą linię frontu - opowiada "Władik". - Następnego dnia Rosjanie zaatakowali. Jatka była straszna, w końcu cały ich batalion zwiadowczy został wykoszony. Ze 160 trupów zostało na wzgórzu, po paru dniach Czeczeńcy wzywali Rusków przez radio, żeby je sprzątnęli, bo nie dało się wytrzymać smrodu. "Władik" chodził na zwiady. - Mieliśmy już wtedy "fagoty", takie bardzo