Kazimiera usłyszała krzyk, podbiegła i wyciągnęła mnie z pokrzyw. Oboje spoglądaliśmy na siebie z przerażeniem. Dopiero gdy panna Kazimiera wzięła mnie na ręce, wybuchnąłem płaczem, nie tyle może z bólu, ile z urazy do niej, że zadaje się z Alioszą, z tym Alioszą, który niedawno mnie pobił. Biegła ścieżką pomiędzy lipami unosząc mnie z sobą i usiłując uspokoić bezładnie wyrzucanymi słowami.<br><br>- Nie płacz, Adasiu... Błagam cię, nie płacz... Nikomu nie powiem... No, cicho... Nie boli już, prawda? Nie płacz, nie płacz...<br><br>Zatrzymała się w altance, usiadła na ławce i postawiła mnie przed sobą.<br><br>- Nieładnie, ach, nieładnie... Powinnam się na ciebie gniewać