Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
Każdy stracił coś bardzo swojego. I to bezpowrotnie.
- Ja tam wrócę. A i Polska na panią zaczeka. Na was wszystkich. Widzę, jesteście jak jedna rodzina. I czuję się jak wśród swoich.
- Gadasz pan po ludzku - odezwała się Ziuta. - Ale mów pan, co chcesz, nie przekonam się do Niemców. A wszy macie, Frycek?
- Boże broń! Nie mam. Nikt z naszych nie ma. My się strzeżemy przed tyfusem.
- Widać. Nosicie kędzierzawe włosy.
- Pójdę już. Dziękuję - powiedział szybko.
- Guten Nacht, Frycek.
- Fryderyk. Dobranoc - ukłonił się Zosi z łagodnym uśmiechem i wyszedł w zawieruchę.

- Mogłaś się opanować, mamo - powiedział Stach. - Wygnałaś go za drzwi.
- A
Każdy stracił coś bardzo swojego. I to bezpowrotnie.<br>- Ja tam wrócę. A i Polska na panią zaczeka. Na was wszystkich. Widzę, jesteście jak jedna rodzina. I czuję się jak wśród swoich.<br>- Gadasz pan po ludzku - odezwała się Ziuta. - Ale mów pan, co chcesz, nie przekonam się do Niemców. A wszy macie, Frycek?<br>- Boże broń! Nie mam. Nikt z naszych nie ma. My się strzeżemy przed tyfusem.<br>- Widać. Nosicie kędzierzawe włosy.<br>- Pójdę już. Dziękuję - powiedział szybko.<br>- Guten Nacht, Frycek.<br>- Fryderyk. Dobranoc - ukłonił się Zosi z łagodnym uśmiechem i wyszedł w zawieruchę.<br><br>- Mogłaś się opanować, mamo - powiedział Stach. - Wygnałaś go za drzwi.<br>- A
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego