z traktu, iść już nie mogąc, bo jego towarzysz, oficer inżynierskiego pułku, ma nogi odmrożone i tak potwornie schorzałe, że chyba nie ma już dla niego ratunku. Błagają o pomoc, o kawał chleba i choćby wiązkę słomy; stajnia będzie dla nich pałacem, siano będzie cdredońskim puchem. Nie są maruderami, nie mają na sumieniu ani rozbojów, ani kradzieży. Oficer pochyleniem głowy zaświadczał prawdziwość każdego z tych słów, co tężały na mrozie jak łzy.<br>- To spokojni ludzie - szepnął ksiądz Koszyczek. - I nieszczęśliwi żołnierze... Ratujmy ich!<br>Pan Gąsowski szybko rozważał: we dworze umiera jego żona, więc trudno będzie ich tam pomieścić; w południowej stronie parku jest