i spokojem. <br>- Psa niech pan <orig reg="trzymają">trzymajom</>, bo się z naszym pokąsa - przestrzegła kobieta w ganku. - Zajdzie, kiedy tak. <br>Wyniosła im w ganek pięknie zsiadłego mleka garnczek, bochen czarnego chleba i biały ser. Jak spod ziemi wyrosła wokoło przybyszów chmara dzieci różnej wielkości i gatunku - paroletni smarkacz w koszuli wyglądającej rozporkiem majtek, dziewczynina w suto marszczonej spódnicy - inne zaś zgoła obdarte, świecące barwą zdrowego ciała, jasnością czupryn płowych jak dojrzałe żyto. Wielka powaga malowała się na tych wszystkich twarzyczkach, a oczy niebieskie, szeroko otwarte, śledziły każdy ruch niespodziewanych gości z natężeniem i nieufnością. <br>Bobek, piesek delikatny i skromny, czuł się dziwnie i