Malajczyk, Włoch z Ferrary,<br>Fin, Francuz, Greków trzech,<br>A nadto kucharz Czech.<br><br>Był Brandon młody, krzepki,<br>Miał w głowie wszystkie klepki,<br>Przebiegał więc korwetę<br>I groził pistoletem.<br>"Uważać, skąd wiatr wieje!<br>Do żagli - marsz! Na reje!<br>Galopem! A kto kiep,<br>Dostanie kulę w łeb!"<br><br>Po groźnej tej przemowie<br>Rozbiegli się majtkowie,<br>Ten żagle pocerował,<br>Ów dziury zakitował,<br>Inny na maszt się wdrapał<br>I w taki wpadli zapał,<br>Że nawet kucharz-leń<br>Krem ubił na ten dzień.<br><br>Rzekł Brandon do Hiszpana:<br>"Przyprowadź kapitana,<br>Konopną linę masz tu,<br>Uwiążesz go do masztu;<br>Malajczyk ci pomoże.<br>No już! Bo wrzucę w morze!"<br>O, Brandon