wytłumaczyć, odwrócić, przebaczyć. Nic z tego. Rubin obrzucił pogorzelisko zdawkowym spojrzeniem i dołączył do odchodzących. Nawet się nie obejrzał. "Rubin! Zostań, proszę! Źle! Zostań tutaj. To nie twoja wina. To wina nas wszystkich. Wszystkich. Kto więc przebaczy? Te ciała spalone? Bez przebaczenia nie da się żyć. Nie tak, nie tak!" - mamrotał w myślach, patrząc za oddalającym się bezpowrotnie kumplem. Kumplem?!... Skurwielem, sukinsynem, szmaciarzem, mordercą!<br>Przed dawny "Belzekom" zajechała limuzyna Bela-Belowskiego. Tłum ucichł i natychmiast rozstąpił się przed grafitowymi gorylami, którzy otworzywszy drzwi samochodu, asekurowali szefa. Bela- -Belowski podszedł blisko kordonu policji i uważnie przyglądał się pogorzelisku. Tłum milczał, choć z