Także Adam Kersten, który nas odprowadzał, ale nie mógł niestety widzieć, co się stało, gdy przechodziliśmy przez kontrolę biletów i bagaży. Sądził, że odlecieliśmy bez przeszkód. W różnych miejscach sali biletowej grupki mężczyzn w sile wieku obserwowały nas bez specjalnego kamuflażu. Było ich chyba z piętnastu. Prawdziwa gwarancja bezpieczeństwa. "Kochani, mamy potężną obstawę" - powiedziałem zamiast dzień dobry. "Widzimy, widzimy, spokojnie" - odpowiedział Andrzej Wielowieyski, taszczący wielką czarną teczkę dokumentnie wypchaną. Na pewno było w niej mnóstwo kanapek przyrządzonych przez żonę. Z teczki Andrzeja zawsze można było wytargać jakąś kanapkę, choćby sprzed paru dni.<br>Była ubecja, biletów zarezerwowanych nie było. Więc je kupiliśmy