że sąsiadem oburzonej kobiety był "utajony epileptyk, który pod wpływem wstrząsu psychicznego, wywołanego policzkiem, dostał ataku". Po mądrościach balistycznych następują medyczne, "Utajony" był także emeryt z Tuluzy, który zawsze "marzył o skakaniu na głowy osobom siedzącym niżej". Te genialne bzdury, nad którymi wszyscy płakaliśmy ze śmiechu, kończą się przedwszesnym porodem markizy, która "niespodziewanie" podszyła męża dzieckiem.<br>Słowem, wszechwiedza narratora zdaje się wydrwiona, jaskrawie ośmieszona. Informacje, uzasadniające bieg akcji, zostały jakby zapomniane... a potem wtrącone, dosypane do narracji. Jest tak, jakby opowiadacz, zwracając się do swego adresata, uprzytamniał sobie nagle zastrzeżenia, które budzi prawdopodobieństwo historii... i starał się niezręcznie zaklajstrować luki i