Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
błyski, nie było w tej twarzy nic starczego.
- Pięćdziesiąt pięć i pół - powiedziała Zosia.
- Pół, to zgoda - zaśmiał się inżynier. - Kiedy miałem pięćdziesiąt pięć lat, kąpałem się w przerębli, a teraz to mi już trochę chłodno. Strzeż się, Fryderyku, twoja pani uważa mnie za mężczyznę. Dlaczego nie pijecie herbaty? O, masz ci los, nalałem wam wrzątku, o esencji zapomniałem! - sięgnął po imbryczek. - Gospodarz ze mnie. Ale to pani wina. Zapatrzyłem się w panią. Polki są niebezpieczne, coś o tym wiem. Gdyby nie to, że gdzieś wyczytałem, powiedziałbym, że pani oczy są jak płomienie pokusy. Aha. Fryderyk coś takiego powiedział?
- Skądże. Jeszcze nie trafił
błyski, nie było w tej twarzy nic starczego.<br>- Pięćdziesiąt pięć i pół - powiedziała Zosia.<br>- Pół, to zgoda - zaśmiał się inżynier. - Kiedy miałem pięćdziesiąt pięć lat, kąpałem się w przerębli, a teraz to mi już trochę chłodno. Strzeż się, Fryderyku, twoja pani uważa mnie za mężczyznę. Dlaczego nie pijecie herbaty? O, masz ci los, nalałem wam wrzątku, o esencji zapomniałem! - sięgnął po imbryczek. - Gospodarz ze mnie. Ale to pani wina. Zapatrzyłem się w panią. Polki są niebezpieczne, coś o tym wiem. Gdyby nie to, że gdzieś wyczytałem, powiedziałbym, że pani oczy są jak płomienie pokusy. Aha. Fryderyk coś takiego powiedział?<br>- Skądże. Jeszcze nie trafił
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego