Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
łagodnie:

- Weź ten gwizdek... Tylko już nie płacz!...

Podszedł ojciec i wziął mnie na ręce. Długo patrzał mi w oczy, wreszcie rzekł pojednawczo:

- Nie gniewaj się na mnie... Dobrze?

Tak skończyła się wielka burza, która wstrząsnęła naszym domem.

Tekla w sama porę wezwała nas na śniadanie.

Usiedliśmy do stołu i matka wlała ojcu do kawy cały dzbanuszek kożuszków. Zawsze współczułem mu z tego powodu, że ten wspaniały władca parowozów musi wypijać coś równie obrzydliwego. Obiecywałem sobie, że gdy będę duży, wezmę ojca w obronę przed kożuchami.

Podczas śniadania rozmowa początkowo się nie kleiła. Rozmawiano o wojnie. Ojciec powtarzał krążące w Moskwie
łagodnie:<br><br>- Weź ten gwizdek... Tylko już nie płacz!...<br><br>Podszedł ojciec i wziął mnie na ręce. Długo patrzał mi w oczy, wreszcie rzekł pojednawczo:<br><br>- Nie gniewaj się na mnie... Dobrze?<br><br>Tak skończyła się wielka burza, która wstrząsnęła naszym domem.<br><br>Tekla w sama porę wezwała nas na śniadanie.<br><br>Usiedliśmy do stołu i matka wlała ojcu do kawy cały dzbanuszek kożuszków. Zawsze współczułem mu z tego powodu, że ten wspaniały władca parowozów musi wypijać coś równie obrzydliwego. Obiecywałem sobie, że gdy będę duży, wezmę ojca w obronę przed kożuchami.<br><br>Podczas śniadania rozmowa początkowo się nie kleiła. Rozmawiano o wojnie. Ojciec powtarzał krążące w Moskwie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego