ustawiczne zrzędzenie. Wydaje się, że autor triumfuje. Miał odwagę pokazać to, co dzieje się za drzwiami wielu domów. Ale pojawia się ostatnia brutalna scena, dokręcona, jak przyznał reżyser, kilka miesięcy po zrobieniu filmu. Matka uczesana, wymalowana siada z synem na kanapie, a on pyta: co sądzisz o moim filmie. I matka zaczyna się usprawiedliwiać, zaczyna go przepraszać.<br><br>Scena była konieczna. Bohaterka musiała dać zgodę na emisję filmu. Wściekającą się matkę Marcina Koszałka oglądało przecież kilka milionów ludzi. Syn pokazał film, zdobył rozgłos. Ale za jaką cenę? Na festiwalu rozpętała się dyskusja o granicach, których dokumentaliście nie wolno przekraczać. Andrzej Fidyk, szef