pierwsze, my, my się na książce znamy! - wyrostki, piersiaste dziewuchy odpychały kułakami młodszych.<br>Surmówna zduszona, unieruchomiona w masie ciał, utknęła. Pomógł sołtys. Ustawił w rządek, na początku maluchy, siedmio- i ośmiolatki. Wchodziły kolejno, szurały w sieni, chichocząc stawały przed stolikiem, podawały zawstydzone prawie niedosłyszalnie swoje nazwiska, imiona. Mało które przyniosło metrykę, nie wiedziały, ile mają lat. Spisywało się na arkuszu kancelaryjnym "na oko". Hania zwolniła je, zlecając stawić się na zajęcia następnego dnia o jedenastej. Kiedy dzieciarnia rozbiegła się, przyszedł czas na młodzież. Było jej więcej niż małych. Dziewczyny prawie dorosłe, z ukosa spoglądały na chłopców, ci kuksali je, szczypali ukradkiem