niż gdzieś na mieście. Odbywały się tu<br>bowiem ciągle jakieś popołudniowe nabożeństwa, dzięki czemu Anna nie<br>musiała się tłumaczyć z każdego wyjścia i obmyślać pokrętnych powodów,<br>lecz zgodnie z prawdą mówiła, że idzie do kościoła. Strzeżono jej<br>bowiem jak oka w głowie. Nic dziwnego, była jedynaczką, a do tego<br>rodzinę miała liczną i pobożną, toteż okazał się to być najlepszy<br>sposób pozwalający jej na względną swobodę, nie mówiąc już o uznaniu, z<br>jakim spotykał się ten przypływ jej pobożności. Gdy zapowiadała, że<br>wychodzi na majowe, na sercowe, na różańcowe, na nieszpory, gorzkie<br>żale, wszyscy w domu przyjmowali to z ulgą, a