Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Akademia pana Kleksa
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1946
latarkami, krok za krokiem jęliśmy zstępować
w dół po wąskich stopniach schodków. Naliczyłem
ich ogółem dwieście trzydzieści siedem. Schodzenie
trwało dobry kwadrans, a kiedy wreszcie stanęliśmy na
samym dole, oczom naszym ukazał się wylot ciemnego wąskiego
korytarza. Szliśmy przed siebie starając się zachować
jak największą ciszę. Przyznaję, że ze strachu
miałem duszę na ramieniu, a równocześnie dokładnie
słyszałem bicie nie tylko własnego serca, ale również
serca Artura. Kilkakrotnie musieliśmy skręcać to w prawo,
to w lewo, aż w końcu znaleźliśmy się w ogromnej
sali, oświetlonej jaskrawym zielonym światłem. Pośrodku
stały trzy żelazne skrzynie z pięknymi okuciami. Bez
trudu otworzyłem pierwszą z nich. Jakież było
latarkami, krok za krokiem jęliśmy zstępować <br>w dół po wąskich stopniach schodków. Naliczyłem <br>ich ogółem dwieście trzydzieści siedem. Schodzenie <br>trwało dobry kwadrans, a kiedy wreszcie stanęliśmy na <br>samym dole, oczom naszym ukazał się wylot ciemnego wąskiego <br>korytarza. Szliśmy przed siebie starając się zachować <br>jak największą ciszę. Przyznaję, że ze strachu <br>miałem duszę na ramieniu, a równocześnie dokładnie <br>słyszałem bicie nie tylko własnego serca, ale również <br>serca Artura. Kilkakrotnie musieliśmy skręcać to w prawo, <br>to w lewo, aż w końcu znaleźliśmy się w ogromnej <br>sali, oświetlonej jaskrawym zielonym światłem. Pośrodku <br>stały trzy żelazne skrzynie z pięknymi okuciami. Bez <br>trudu otworzyłem pierwszą z nich. Jakież było
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego