Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
złośliwością.
Ochlapałem się gorącą herbatą!
Helena odskoczyła ode mnie, lecz za późno, bo opryskałem jej
wiosenną sukienkę.
A moja kurczowo zaciśnięta ręka wciąż się trzęsła, dopóki Helena
nie pochwyciła mi kubka z dłoni.
Coś fatalnego.
Musiało to zrobić okropne wrażenie, ale moja żona nic nie
powiedziała.
Raptem spostrzegłem, jaka jest mizerna.
Jakby mi się dopiero teraz oczy otworzyły - na jej zabiedzoną
twarz.
Czyż możliwe, żebym w ciągu wielu wizyt patrzył na nią i niczego
nie dostrzegał?
Ależ tak, mój ty Boże, prócz siebie nie dostrzegałem nikogo i
niczego!
Mogłaby się spalić na moich oczach!
Byłem impregnowany jak zimny drań, poza mną
złośliwością.<br> Ochlapałem się gorącą herbatą!<br> Helena odskoczyła ode mnie, lecz za późno, bo opryskałem jej<br>wiosenną sukienkę.<br> A moja kurczowo zaciśnięta ręka wciąż się trzęsła, dopóki Helena<br>nie pochwyciła mi kubka z dłoni.<br> Coś fatalnego.<br> Musiało to zrobić okropne wrażenie, ale moja żona nic nie<br>powiedziała.<br> Raptem spostrzegłem, jaka jest mizerna.<br> Jakby mi się dopiero teraz oczy otworzyły - na jej zabiedzoną<br>twarz.<br> Czyż możliwe, żebym w ciągu wielu wizyt patrzył na nią i niczego<br>nie dostrzegał?<br> Ależ tak, mój ty Boże, prócz siebie nie dostrzegałem nikogo i<br>niczego!<br> Mogłaby się spalić na moich oczach!<br> Byłem impregnowany jak zimny drań, poza mną
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego