Rodriguezów, od których wynajmowała pokój od wielu lat; od kiedy to w niespotykany w jej rodzinie sposób zbuntowała się przeciw zasnutemu pajęczyną losowi dwudziestoczteroletniej dziewczyny, która nie potrafiła zakochać się z nikim w miasteczku Azul, a bez tego śmiesznego warunku nie chciała wyjść za mąż.<br>Dziś myślała nieco inaczej, ale mniejsza z tym. Rodriguezowie byli jej drugą, lepszą rodziną, poradzili jej żeby została pielęgniarką, pomagali jej moralnie i materialnie. Chciała dziś z nimi posiedzieć, jak inni ludzie, wypić sidry, zjeść pan dulce, a nie wbijać igły w pośladki chorych i wynosić ich baseny. Co prawda w szpitalu, jak co roku, odbywała się mała