się w Interlaken w bajecznej scenerii szwajcarskich Alp w towarzystwie starszego pana, swego wuja Jana Gryzieckiego, dziarskiego jeszcze pułkownika ułanów. Przybył z ogniem twórcy w oczach i słowie, i oczarował z miejsca panią Elizę. Chyba mocą swej wyobraźni ujrzała jego urodę, ogień w oczach, bo w rzeczywistości wyglądał jak zasuszony mól książkowy, w tych cwikierach na długim nosie, z komicznie wykręconymi na blindzie, usztywnionymi fiksaturą wąsami, ze starannie wypomadowanymi włosami, z chudą szyją ujętą w wykrochmalony, wysoki kołnierzyk. I to spojrzenie wypłowiałe, beznamiętne, ten uścisk miękkich dłoni, małych, niemal kobiecych...<br><br>Rozpoczyna się długi, nie tylko korespondencyjny dialog. Stopniowo zacierają się granice między