nasze fizyczne zniknięcie z powierzchni globu oznaczałoby koniec ludzkiego zła. Zła, którego najłatwiejszym ujściem jest właśnie "nacjonalistyczna" (w szerokim Orwellowskim sensie) operacja podstawienia totum pro parte, zbiorowości za jednostkę - jednostkę, która, dokonując owej operacji, tym samym zwalnia sama siebie od indywidualnej odpowiedzialności za własne postępki. To, co obiektywnie wypadłoby nazwać morderstwem, zostaje usankcjonowane jako postępek najzupełniej słuszny i nawet konieczny, jeśli widzę siebie nie jako jednostkę o takim a takim imieniu i nazwisku oraz poczuciu niepowtarzalności swojego "ja", ale jako np. Serba strzelającego do Chorwata (lub odwrotnie), katolika strzelającego do protestanta (lub odwrotnie), i tak dalej. A jeśli w dodatku mam