z grubej wełny, nie te odświętne, ale te bardziej spłowiałe, poprzecierane. Opierają owinięte chustą głowy o deski przedziału, otwierają usta, chrapią rozgłośnie. Na stacjach budzą się z gwałtownym kiwnięciem w przód, zrywają się w popłochu i gramolą szybko z wysokich stopni na perony. Długo pobrzękują za nimi puste konwie.<br>Żwawiej mrowią się wokół pociągu chuderlawi żydzi w czarnych chałatach i niezdarnie sterczących jarmułkach. Zimą dopadają na stacjach poczerniałych stert śniegu i myją ręce, gadając gorączkowo. Dziwaczne to ich chrapliwe szwargotanie, zaokrąglone od siedzenia nad Talmudem plecy, indyczo wydłużone szyje. Trzymają się z osobna, w małych, płochliwych grupkach. Nie tak jak te