ale mam to w nosie. Najważniejsze, abym mogła stąd wyjść. <br>Pani doktor, specjalistka od przypadków takich jak mój, słuchała mnie bardzo uważnie i, można powiedzieć, z pewnym zaciekawieniem. Kilkakrotnie raczyła pochwalić moją "francuszczyznę". Wyglądało, że chce zrozumieć racje i motywy, które jej przedstawiam. Wyraźnie dawała mi szansę. Okiem też nie mrugnęła, sama niepaląca, gdy wyciągałam z paczki, licząc od rozpoczęcia naszej rozmowy, pewnie piątego albo szóstego papierosa. Pogładziła mnie macierzyńskim gestem po policzku, przytrzymała na moment moją rękę i tym swoim spokojnym, stonowanym głosem zaczęła mi raz jeszcze wszystko od początku tłumaczyć: <br>Rozumie doskonale moją troskę o dzieci. Teraz jest już