ich zsyła, skinąłem na nich ręką, zapraszając obu do <br>staropolskiej biesiady.<br> Przysiedli się skwapliwie.<br> Każdy na swoją kromkę grubo jajecznicy z kiełbasą położył, zostawiwszy, ile <br>się godzi, dla gospodarza.<br> I spożywaliśmy razem racząc się wspólnie, w milczącym<br>zadowoleniu.<br> Tylko oczami dawali znak, jak znakomita jest to potrawa, co rad<br>potwierdziłem mrugnięciem.<br> Siedział z nami mój ojciec i dziad, a także ów włodarz spod<br>Krasnegostawu, który jednak do naszej przyznawał się kompanii.<br> Jedliśmy ze wspólnej miski.<br> Do ostatniej okruszyny.<br> I o to właśnie chodziło.<br> Tak mało, tak dużo?<br> Niechaj to Bóg wymierzy.<br> Powstali, podziękowali.<br> Egzorcysta wprawny znak krzyża uczynił i żwawo krótką