strony ich podatki idą na dotacje dla niekonkurencyjnej gałęzi przemysłu, z drugiej - nie pozwala im się kupować tańszych produktów z zagranicy. A przecież zaoszczędzone na dotacjach pieniądze państwo mogłoby wydać ze znacznie większym pożytkiem na przekwalifikowanie ludzi pracujących w nierentownych branżach, na badania, na rozwój nowych, perspektywicznych technologii. Na coś, na czym skorzysta całe państwo, a nie małe grupy jego mieszkańców. To jednak wymaga spojrzenia w kategoriach dalszej, a nie jedynie bezpośredniej przyszłości. Tymczasem antyglobaliści nie żądają, aby państwo pomogło ludziom w przekwalifikowaniu się, w doskonaleniu i zdobywaniu umiejętności, czyli generalnie w wykorzystaniu szans, jakie tworzy globalizacja. Oni protestują przeciwko jakimkolwiek zmianom