czynienia z żartem, ubranym w rym. Natomiast z rymem, jako żartem samym w sobie i punktem wyjścia dla żartu i dowcipu mamy do czynienia po raz pierwszy u Boya. Ten jego rym "żartotwórczy" zapadł mi głęboko w coś tam takiego, w co takie rzeczy spadają i, kiedy zacząłem uprawiać piosenkę na dobre, czyli w ćwierć wieku później, zaczęło mi się to nagromadzone stamtąd wydostawać na koniec piszącego przyrządu. Tuwim, moje kolejne olśnienie, nie jest w swych wierszach niepoważnych kontynuatorem Boya, natomiast jest nim, moim zdaniem, Gałczyński, mój kolejny, po Żeleńskim, mistrz. Ale Gałczyńskiego nie znałem przed wojną. <br> Wtedy, w latach trzydziestych, na