Typ tekstu: Książka
Autor: Uniłowski Zbigniew
Tytuł: Wspólny pokój
Rok wydania: 1976
Rok powstania: 1932
łóżkach. Lucjan już zasypiał, gdy usłyszał drżący, monotonny głos Dziadzi:
- Widzę... widzę armię olbrzymią. Najpierw jedzie butelka szampańskiego... potem adiutanci... sześć butelek Martela... potem czwórkami jarzębiak... wiśniówka... starka... i inne gatunkowe... Potem przerwa i znowuż... czysta... spirytus... winka różne. W końcu oddział sanitarny... aspirynki Bayera... woda sodowa i różne takie, na potem... Lucjanie, jutro powiem ci wszystko. Śpisz. Ochhohoho. Boże... Boże.
Zasnęli.

ROZDZIAŁ VI
Nastało lato. Wpadło w miasto i. zgubiło swą urodę. Podkreślało swym słońcem szarzyznę domów, a ten sam wietrzyk, co kojąco poruszał zboże i wszelką zieloność poza granicami miasta, tutaj obsypywał kurzem spotniałych przechodniów, czynił harce ze śmieciami i
łóżkach. Lucjan już zasypiał, gdy usłyszał drżący, monotonny głos Dziadzi:<br>- Widzę... widzę armię olbrzymią. Najpierw jedzie butelka szampańskiego... potem adiutanci... sześć butelek Martela... potem czwórkami jarzębiak... wiśniówka... starka... i inne gatunkowe... Potem przerwa i znowuż... czysta... spirytus... winka różne. W końcu oddział sanitarny... aspirynki Bayera... woda sodowa i różne takie, na potem... Lucjanie, jutro powiem ci wszystko. Śpisz. Ochhohoho. Boże... Boże.<br>Zasnęli. &lt;page nr=121&gt; <br><br>ROZDZIAŁ VI<br>Nastało lato. Wpadło w miasto i. zgubiło swą urodę. Podkreślało swym słońcem szarzyznę domów, a ten sam wietrzyk, co kojąco poruszał zboże i wszelką zieloność poza granicami miasta, tutaj obsypywał kurzem spotniałych przechodniów, czynił harce ze śmieciami i
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego