istnienia, że z pnia wyrosłaby młoda zielona gałąź,<br>i oto trzymałem w rękach dziewczęcy pamiętnik mojej pięknej mamy, oprawny w czarną skórkę, zamykany na mały srebrny kluczyk: chyba przypadkiem znalazł się wśród rzeczy pakowanych w pośpiechu w tamten czerwcowy świt,<br>i mama - jak tylko znalazła wolną chwilę - otwierała go raz na tej, raz na innej stronie, a ja - bo dopuszczała mnie do tajemnicy - najbardziej lubiłem te malowane przez nią na pierwszej stronie konwalie: uwielbiała je wprost,<br>i poczułem nagle stężony zapach tych kwiatów, i poprowadził mnie on w przyszłość, której jeszcze nie znałem, do obcego mi wtedy kraju, i ujrzałem ją wyraźnie: tę