że doszła na tamtą stronę. <br>Róża, jeżeli - teraz - zastawała ich na rozmowie, płoszyła się. Oznajmienia, z którymi przychodziła, zamierały na jej wargach, nerwowo chwytała lub odstawiała jakiś przedmiot, wyglądała jak ktoś znienacka ugodzony. <br>- Cóż to znowu za konszachty? - pytała blado. <br>Dawniej również prześladowała przyjaźń córki z mężem, robiła to wszakże na zimno. Rzucała kilka szyderstw i odchodziła pełna satysfakcji. Zagarnąwszy Martę dla siebie, wciągnąwszy ją w krąg własnego urzeczenia, drżała, żeby nie wydarto jej z powrotem cennego łupu. Rozpaczliwie błyskała źrenicami. <br>- Co? już skończył się zapał? Fałdów trzeba trochę przysiedzieć, <page nr=148> popracować porządnie i już skargi przed ojczulkiem? A on kontent!- zapalała się