przeszła na polski, w końcu na włoski, kiedy jej Campilli powiedział parę ciepłych słów o mojej włoszczyźnie.<br>Z Campillim od pierwszej chwili poczułem się dobrze, z panią Campilli - nie. Chociaż rozmowa z nią potoczyła się tym samym torem co z jej mężem, była różna, była jak gdyby powtórzeniem tej pierwszej - na zimno. Pytała o śmierć matki, o ojca, konstatowała podobieństwo. Jednak takim tonem, jak gdyby ich zaledwie znała, a przecież tak nie było. Przez dziesięć lat, i to co najmniej, kiedy ojciec przyjeżdżał do <page nr=36> Rzymu na szereg tygodni, zabierając czasem moją matkę, nie rozstawał się z Campillimi. Wszyscy, całą czwórką, byli z