osobliwą adoracją, jak gdyby była jej stanikiem, majtkami czy... co tam jeszcze fetyszystów roznamiętnia. Zawsze, gdy podniecało mnie coś, o czym rozum wiedział, że nie powinno podniecać, czułem strach i starałem się wyrzucić to do najgłębszej piwnicy, zamknąć na siedem spustów, i oczywiście było tak, jak z myślami bluźnierczymi, które nachodzą w kościele, więc i tym razem wbrew sobie musiałem porównywać ich spojrzenia, uśmiechy, sposób poruszania się, gesty. Ale niepotrzebnie się trapiłem: mała Wrońska była po prostu zbyt silną samiczką, bym na dłuższą metę mógł z nią takie rzeczy wyprawiać.<br>Nie ustaliliśmy, gdzie lektorat, wiedzieliśmy natomiast, gdzie "Harenda", więc wybór nietrudny