pokoje. W salonie niepodzielnie królowała matka, zarzuciwszy podłogę i tapczan kłębkami wełny i fragmentami aplikacji, wypuszczała w południową ciszę stada rozwrzeszczanych reklam i niekończących się seriali. Na werandzie Julia szlifowała swój głęboki, matowy mezzosopran, a ja w ostatnim, północnym pokoju dokonywałem obowiązkowego remontu. Ojciec stawał przed każdym z nas z nadzieją, że zrozumiemy te niedwuznaczne i nieśmiałe oniryczne aluzje. Najdłużej stał nad matką, jakby oczekiwał wydzielanego mu codziennie kieliszeszeczka koniaku lub tabliczki czekolady. Matkę takie zachowanie ojca zawsze niecierpliwiło, wyprowadzało z równowagi, reagowała wówczas zgryźliwie, choć ojciec o nic jej nie prosił: Najadłeś się, a teraz spać, co?<br>Wtedy nagle znikał