Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
markiza de
Sade widok krzepkiej Alzatki na paryskim targu, a Gombrowicza błysk
gołej łydy.

Yhm. Ehe. Pomrukując idziemy z powrotem przez zielone korytarze.
Wziąwszy się za ręce przebiegliśmy ten kawałek od budyneczku do
naszego pawilonu, bo było nam wesoło i zimno na świeżym powietrzu.
Ale ja wnet dostałem zadyszki i nadzwyczajnie zakręciło mi się w
głowie, spadły mi na oczy wirujące, różowe płatki.
Teraz Rózia ciągnie mnie za sobą, a ja majtam się za nią, drobiąc
jak cherlawy kogucik w pogoni za dorodnym kurzym kuprem.
Ja mam dość.
Rózia nie ma dość.
Wszystko się zgadza.
Jesteśmy trzeci dzień po ślubie!
Jeśli
markiza de<br>Sade widok krzepkiej Alzatki na paryskim targu, a Gombrowicza błysk<br>gołej łydy.<br> &lt;page nr=148&gt;<br> Yhm. Ehe. Pomrukując idziemy z powrotem przez zielone korytarze.<br> Wziąwszy się za ręce przebiegliśmy ten kawałek od budyneczku do<br>naszego pawilonu, bo było nam wesoło i zimno na świeżym powietrzu.<br> Ale ja wnet dostałem zadyszki i nadzwyczajnie zakręciło mi się w<br>głowie, spadły mi na oczy wirujące, różowe płatki.<br> Teraz Rózia ciągnie mnie za sobą, a ja majtam się za nią, drobiąc<br>jak cherlawy kogucik w pogoni za dorodnym kurzym kuprem.<br> Ja mam dość.<br> Rózia nie ma dość.<br> Wszystko się zgadza.<br> Jesteśmy trzeci dzień po ślubie!<br> Jeśli
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego