ślinę, pobladł, splótł ręce na brzuchu... Wtedy Róża przestała się śmiać. Krzyknęła: <br>- Co ty robisz? Więc tylko przymierzyć trzeba? Więcej nic?! I jak to robisz? Z czego one są, te woje palce? To są jakieś patyki, patyki!!! <br>Odwróciła się, słowo "patyki" zabrzmiało pełnią wzgardy, obrzydzenia, pretensji, jak gdyby patyk był najhaniebniejszym po wiek wieków przedmiotem na świecie. <br>- To są ręce? To mają być palce? Takie same tępe jak ty! <br>Podbiegła żywo, pochwyciła w szpony obrzękłą nieco, piegowatą dłoń Adama. <br>- Ja nie rozumiem, sama nie rozumiem - wyzionęła z głębin rozpaczy. - Ja nigdy nie widziałam takich głupich niepojętych rąk? <br>Powiedział spokojnie: <br>- Puść - schował