z zaciekawieniem zaglądała mi przez ramię, gdy siadywałem przy wychodzącym na wschód oknie. Kilkanaście kilometrów, dzielących mnie od podnóża góry, przy dobrej widoczności nie stanowiły problemu. Inna rzecz, że ciągnące się od Morza Śródziemnego mgły niekiedy otaczały wierzchołek romantycznym wieńcem, który dodawał jej tajemniczości. W ogóle, skojarzenia z Babią Górą nasuwały się nieodparcie.<br>Jedną z najstarszych ksiąg, jaką w łaskawości swojej użyczyła mi, naturalnie tylko na miejscu, zasuszona bibliotekarka, była Kronika Prowansji, przez której średniowieczną francuszczyznę przedzierałem się z trudem, niekiedy wręcz utykając w zawiłościach składni czy idiomach, obficie skażonych łaciną. Wśród plejady królów, zakonników, rycerzy mniej czy bardziej szlachetnych, nagle błysnęła