dzieckiem ludzkim, uczącym się dopiero mówić. Był to, zaiste, rodzaj nieartykułowanej mowy, o niezmiernie wyrafinowanej, ściszonej ekspresji, i z początku <orig>wgapiałem</> się w tego psa jak sroka w gnat, nie mogąc wyjść z podziwu, no ale cóż, ja tu chcę spać, a ten, zwierz nieczysty, siedzi mi koło łóżka i nawija, pewnie w kółko to samo. Najwyraźniej Baata za dużo do niego przemawia, pomyślałem, albo jej mama, jak jest sama w domu (teraz dopiero odkryłem, że, nie licząc mojej tymczasowej obecności, Fitzgerald jest tutaj jedynym mężczyzną). Rzekłem więc:<br>- Zamknij się, Fitzgerald. Idziemy spać.<br>Zgasiłem światło, a ten - hyc! - na łóżko - i