już pierwszego wieczoru, a potem coraz bardziej, nie do wytrzymania. A przecież kiedy jest, drażni mnie swoją anielską dobrocią, denerwuje czujnością na każdy mój odruch, każdy gest, doprowadza do wściekłości swą... doskonałą obojętnością. <br>Co to znaczy? Boję się myśleć. <br>To nie jest tęsknota. Coś znacznie bardziej gwałtownego, szarpiącego.<br>Czyżbym jeszcze nie całkiem obumarła? <br><br> Wrócił! Na co ja czekałam? Czego się spodziewałam? Nic się nie zmieniło. Przywitał mnie, tak jak pożegnał, z tą samą samarytańską czułością.<br>Jeżeli to możliwe, żeby mi było jeszcze gorzej, to jest mi jeszcze gorzej. Czy mogłam przypuszczać, że samo istnienie jest taką męką? <br> Andrzej...<br>Nie myliłem się. Jest