to przecież już ostatni odcinek tej drogi, zaczętej trzy dni temu w Rzymie, albo przeszło dwadzieścia lat temu w Warszawie. A może jeszcze dawniej, pół wieku temu w Milanówku?<br>W lewych oknach przesuwał się panoramiczny film przyrodniczy, chmury czepiały się szczytów, a my milczeliśmy wiedząc, że meta już blisko i niebawem trzeba będzie się zdecydować na to, co dalej. Tymczasem byliśmy jak pasażerowie tego samego przedziału w pociągu, których połączyła najpierw droga, a dopiero potem wspólne wyznania, czynione tym bardziej szczerze, im większa była świadomość tymczasowości związku. Ale teraz nieuchronnie zbliżaliśmy się do tej stacji, przed którą - już ściągając walizki z