Zapadać się, połączyć się bezwolnie z pokornym dążącym rytmem, wyobrazić sobie jeszcze resztką tonącej przytomności, że czarny żelazny potwór, tocząc się po nieskończonych szynach, uparcie pruje mglisty i zimny przedświt, wioząc nas na jakąś kaźń, na jakieś niemiłosierne lekcje, a my w ciepłym kawałku wspomnienia poduszki możemy jeszcze cofnąć w niebyt tamto nieludzkie wstawanie, bieg na stację przez mgłę, ranne zorze i łoskot czarnego, patrzącego parą świecących oczu pociągu. Mam przed sobą czterdzieści pięć minut, coś o wiele stateczniejszego niż te śmieszne terminy, które serwował ojciec na przeciąganie. Nie było to łóżko, a przecie ż jakby coś więcej niż łóżko. Łoskot