Za trzy kwadranse powinniśmy być w Lindau, gdzie przesiądziemy się na statek, pociąg nie jest spóźniony, a tymczasem wszędzie dokoła panuje napięta atmosfera zielono-skalno-mrocznego tłoku, ścisku, rozpaczliwego rozpychania się łokciami i wspinania na palce, aby zaczerpnąć choć trochę przestrzeni. Myśl, że gdzieś obok tuż miałaby być swobodnie i nieograniczenie rozparta przestrzeń jeziora, wzbudza uczucie pełnego oburzenia protestu przeciw geologicznym niesprawiedliwościom. Pojęcie przestrzenności i gładkości nie mieści się w tej atmosferze ściśnienia. Wydaje się, że gdyby miało do czegoś takiego dojść, odbyłoby się to wbrew wszelkim prawom naturalnym i przeciwko właściwościom asymilacyjnym umysłu ludzkiego, który musiałby, katastrofalnie eksplodując, utracić moc