do drzwi i do tego wziąwszy pod rękę, tym również Campilli się wzruszył. Przemknęło mi przez głowę, ze przesadza, ale była to myśl przelotna, bo zaraz się zorientowałem, że biegłość jego w wydobywaniu na wierzch właściwego sensu słów obu moich rozmówców jest nieporównana. Rozświecał miejsce dla mnie ciemne szybko i nieomylnie. Skoro przenikał tekst, musiałem się zgodzić, że właściwie ocenia akompaniament, wszystkie owe pauzy i inne drobiazgi, towarzyszące moim rozmowom. <page nr=69> Już przez telefon powiedziałem Campillemu, że ksiądz de Vos nie zapytał mnie właściwie o nic. Potem jeszcze raz mu to powtórzyłem, kiedyśmy przystąpili do szczegółowego omawiania moich spotkań. Mówiąc: o nic