chciałbym wierzyć, że to nie ten sam śmiech, ten który mnie dziś znalazł i poranił (znalazł, a nie odnalazł, a nie rozpoznał), że to śmiech inny, nowy, zdarzony z przypadku, nie obchodzący mnie zatem i nieważny, śmiech najzupełniej cudzy - mógłbym tak wierzyć, skoro zapomniałem wszystko tamto, wraz z Jej twarzą, niepodobną przecież w niczym do twarzy tego pastucha, tego kogoś bez nazwiska (o które nie zapytałem), bez przeszłości (której nie znam), tego Nie-Wiadomo-Kto.<br>Lecz już z tej myśli, gdy ją przejrzałem pod światło, już z tego zdania, które próbowałem ułożyć w dowód niewinności wynika, że nie tyle mógłbym, ile