wodzie mineralnej. Myśl była raczej dość oderwana, przybrała postać bulgocącego, pieniącego się, szemrzącego źródełka, którego luby szmer zagłuszał mi uporczywy, jednostajny, denerwujący dźwięk. Trwało to chwilę, nie podobało mi się, wobec czego otworzyłam oczy.<br>Nade mną znajdował się biały, dziwaczny, półokrągły sufit. Jako sufit to to właściwie było do niczego niepodobne, możliwe więc, że po prostu nie było sufitem. Czas jakiś wpatrywałam się w to bezmyślnie, po czym spóbowałam spojrzeć na boki.<br>Coś co miałam z jednej strony, uznałam po zastanowieniu za oparcie kanapy, krytej czarną skórą, z tych, których cena w Kopenhadze zaczyna się od pięciu tysięcy i idzie w